Gdzie są agrafki, czyli zawody po długiej przerwie

góry, las, niebieskie niebo, krajobraz
W tle grań Beskidu Małego, którą prowadził bieg. Autor Joanna Kurek

Gdzie są moje agrafki?
Co zjeść na śniadanie przed zawodami?
Czyli moje dylematy i zaskoczenia przed pierwszymi zawodami po 2,5 roku przerwy startów 🙂

Relacja z biegu górskiego, z przygotowań do niego i trochę o tęsknocie.

Jestem człowiekiem zorganizowanym i lubię jak to na mężczyznę przystało przydasie.
“Przyda się” zwane przydasiami to drobne rzeczy, które lubimy schować.
Bo może kiedyś się przyda. 

Nie popadam w przesadę jednak i jestem oszczędny w kolekcjonowaniu przydasiów.
Kilkanaście przeprowadzek jednak uczy człowieka 😉

Ale też nie lubię marnowania rzeczy. Zatem zbierałem sobie agrafki.
Trafiły do woreczka i leżały. Gdzieś.

I przed sobotą rozpocząłem poszukiwania. Bo po raz pierwszy od listopada 2018 roku miały się przydać.
Ale po kolei.

Pierwsze zawody po długiej przerwie

Jeśli uważnie czytaliście (a czytaliście, prawda? 😉 to przez ostatnie 2,5 roku nigdzie nie startowałem.
Żadnego parkruna, żadnych biegów. Oczywiście ponad rok pandemii i lockdownów miał to (za) dużo do powiedzenia.
Choć z tą aktywnością fizyczną w czasie pandemii było dość dobrze:


Ale gdyby nie to zamknięcie to chyba dalej bym biegał sobie i nie startował.

Ponieważ:
– tu ktoś biegnie w okrojonych zawodach.
– tam organizatorzy mówią, że przenoszą imprezę.
– gdzieś ktoś wspomina inne zawody.
Przesiąkłem tymi głosami.
I się stęskniłem za zawodami 🙂

Dlatego gdy zobaczyłem zapisy na Bieg Frassatiego to postanowiłem spróbować.

Słyszałem o tym biegu wcześniej i  dobrze go wspominano.
Ciekawa górska trasa obok domu. I fajny dystans, czyli około 22 km.
Do tego ja wyposzczony zawodami. To czemu nie?

Aby tak na luzie siedzieć, wcześniej trzeba było odrobić lekcję = przygotować się. Autor Joanna Kurek

Logistyka, czyli

szczęście sprzyja przygotowanym. To moje motto.
Naprawdę dużo stresu można uniknąć, gdy jest się przygotowanym.
Piotr Hercog w jednym z numerów Magazynu na Szczycie pisał o tym. Słuchaj się eksperta i wygi.

Przygotowałem sobie mały projekt i na checklistę trafiają m.in. agrafki.
Może będą w pakiecie, ale lepiej być przygotowanym.
Wyjąłem nawet klipsy opisywane przez Pawła, ale uznałem, że na górskim biegu wolę zwykłe agrafki.

Ale gdzie są te agrafki?

Mniej więcej wiedziałem, jednak mniej. Trafiły do pudełka po butach biegowych (kolejny przydaś, bo po co wyrzucać puste pudełko?) do którego dokopałem się po kilku minutach i przejrzeniu innych potencjalnych skrytek. Uff, są.

Żele zakupione, wyposażenie obowiązkowe przygotowane.
Strój gotowy z decyzją co do koszulki rano, ale w głowie miałem już kolorystykę.

A co zjesz biegaczu na śniadanie?

Piątek, godzina 17. Pracuję sobie w firmie i Asia dzwoni:
Chcesz coś lekkiego na śniadanie? Rogalik itp.?

Nie, dziękuję. Zjem ciasteczka owsiane.

A nie będą za ciężkie przed biegiem?

No tak. Myślę sobie. Lepiej zjeść coś drożdżowego, lekkiego niż pełnoziarniste duże ciastka owsiane z bakaliami z lokalnej piekarni. Dzięki Asiu!

Zapomniałem co lepiej zjeść rano.
Dobrze, że nie chciałem zjeść smażonej kiełbasy i surowego czosnku na śniadanie

(tak, żartuję tutaj 😉 ale z czosnkiem już mniej 😉

Oto nadszedł ten dzień

dzień biegu.
Odbiór pakietu bardzo sprawnie poszedł i można było pójść nad jezioro do strefy startu.

Bez stresu, czyli nic nie myślałem

I gdy usiadłem na ławce w cieniu drzewa to mogłem.
Mogłem się w końcu postresować się startem. Przecież ponad dwa lata nie startowałem.
Trzeba przeżywać start! Emocji nie oszukasz!

Nie. Nie było żadnego stresu.
Jedyne co mnie ostatnimi dniami martwiło to ból powyżej kostki.
Coś mi dokucza tam ostatnio a chodzenie w pracy i dźwiganie roweru na trzecie piętro nie pomagało.
Dlatego powiedziałem Asi, że mogę zejść z trasy. W dwóch miejscach. I tyle.

Tego przedstartowego stresu i tych nadmiernych emocji po prostu nie było.
Ot, pobiegnę sobie, tak aby przeżyć.

Bo trzeba przeżyć

Pełne słońce i 30 C oraz:

Do pokonania niespełna 22 km z sumą przewyższeń +/- 1120 m. A na ostatnich czterech kilometrach trudny, techniczny i stromy zbieg – poznaj trasę Górskiego Biegu Frassatiego

cytat ze strony biegu

Lubię i potrafię biegać w upał. Dowód np. tutaj, gdzie piszę o swoim podejściu do biegania w upał.
Tutaj jednak po dwóch miesiącach po roztrenowaniu wiedziałem, że nie mam odpowiedniej formy.
Takiej jak pierwotnie planowałem, gdy zapisywałem się.

Zatem chciałem pobiec, tak aby przeżyć.
Jak dobrze pobiegnę to się okaże, jednak aby tak pobiec to najpierw trzeba przeżyć.

Początek biegu, czyli mozolnie do góry

Dlatego też na pierwszym punkcie kontrolnym na Przegibku byłem za 50 zawodnikiem.
Cofnę się jednak na start.
Sam początek trasy to asfalt i stromy długi podbieg ulicą Nowy Świat. I jaki zbieg okoliczności.
Kiedyś kolega z pracy opowiadał mi o tym podbiegu. Ale do pokonania na rowerze.
I kilka razy będąc rowerem w okolicy, ale ani razu nie trafiłem na niego.

To sobie biegłem truchtem i maszerowałem na niego.
Bo pomny tego, że to początek biegu i że słońce grzeje w plecy a cienia mało zacząłem zachowawczo.
I że lepiej zachować w tym upale siły na koniec. Na przeżycie i lepszą zabawę później.

Na 4 km najwierniejszy z kibiców, czyli Asia. Krzyczała tak, że na Czuplu było ją słychać.
Dzięki niej mamy fotki, bo była tam przed nami i została dłużej robiąc fotki.
Tacy kibice to skarb. Dopingują i jeszcze robią nam fotki.

Kibicowanie to ważna rzecz.

Pamiętasz, jak się przeglądało galerie i strony internetowe w poszukiwaniu zdjęć z zawodów?
Potrafiłem długie minuty spędzić wypatrując siebie na setkach zdjęć.
To było dawno temu, gdy pasja do biegania kiełkowała i utrwalała się we mnie.
Gdy miałem wielką frajdę z zawodów i naprawdę często startowałem.

Cóż. Wygląda na to, że trochę czuję się teraz jak wtedy – 8-9 lat temu!
Te 2,5 roku przerwy zrobiło swoje!

Las, biegacz na zawodach, cień, słońce, droga leśna
Jest uśmiech, jest bieganie, albo na odwrót 😉 Autor Arkadiusz Juzof Fotografia

Trasa, czyli biegnę po swoim ale nie do końca

Przed biegiem dobrze przeanalizowałem sobie jego trasę. Lepiej, aby głowa nie męczyła się nie znaną trasą a skupiła na biegu. To nasze góry, gdzie ostatnimi miesiącami często byliśmy.
W końcu ten Beskid Mały jest wspaniały.
 
Jednak warto było sobie przypomnieć przebieg trasy patrząc na naszą papierową mapę.
Szczególnie, że dwóch odcinków nie znałem.

Tak, tak. Góry te mamy pod nosem,  ale odcinka do Gaików niebieskim i potem zielonym z Międzybrodzia Bialskiego nie znałem. Tak samo trudnego długiego zbiegu czerwonym z Czupla tamże.
Przynajmniej coś nowego będzie i dawka adrenaliny z tym związanej.

Im dalej w las, tym

więcej cienia. I więcej biegania.
Biegłem coraz częściej podchodząc tam gdzie za stromo było i pilnowałem spokojnego tempa.

Nie ważne tylko jak zaczynasz, ważne też jak kończysz.
Bo ostatnie osiem km biegu, od okolic Magurki zachęcał do szybszego biegu.
Prawie płaski odcinek z nielicznymi niewielkimi podbiegami do Czupla.
Granią Beskidu Małego. A potem długi zbieg. 4 kilometry. Na naszej mapie ten odcinek to 2 h 20 minut pod górę i 1h w dół. Największa różnica czasowa odcinka szlaku góra & dół na trasie biegu.

Tam można będzie nadrobić początkowe wolne kilometry. O ile siła zostanie.

Las, biegacz na zawodach, cień, słońce, droga leśna
Dla takiego stanu warto wypacać poty na treningach. Autor Arkadiusz Juzof Fotografia

Rusz główką!

Można było się rozpędzić w dół o ile … będzie można.
Bo organizator uprzedza, że zbieg trudny technicznie i mamy na siebie uważać. Dodatkowo tego odcinka przecież nie znałem.
I nie chciało mi się, a z racji pracy popołudniami nie miałem jak podjechać, aby sprawdzić ten odcinek. Ale nie zależało mi aż tak. Gdybym miał większe ambicje to tak, sprawdziłbym ten odcinek. A tak miałem coś nowego na koniec.

I przez to miałem powód do utrzymania skupienia. Zbieg górskim szlakiem, po luźnych kamieniach to spory wysiłek. A sam stan człowieka po marszobiegu w upale przez poprzednie około 15 km wymagał podtrzymania skupienia i pracy głowy.

Zatem odpuściłem sprawdzenie tego odcinka i uznałem, że ten dodatkowy wysiłek umysłowo-motoryczny mi się przyda.

Grajcie, grajcie muzykanci! Czyli uśmiech się


Wojtek i jego ekipa zadbali nawet o oprawę muzyczną. Kapela grała na punkcie żywieniowym na Magurce.
Ale miałem frajdę!
Przebiegłem obok tanecznym krokiem uśmiechając się do dziewczyn przy stolikach z wodą i muzyków.
I wywijając rękami do rytmu. Później żałowałem, że nie było kamerzysty, a co najmniej fotografa 😉
Może jakąś rolę w filmie bym dostał. Albo co najmniej w Tańcu z Gwiazdami.
Doświadczenie mam z podstawówki 🙂

Zaraz potem powiedziałem sobie: “czas na zabawę”

I przyśpieszyłem.
Normalnie ten odcinek do Czupla z Magurki mi się dłuży, gdy idziemy – nawet naszym szybkim tempem.
Teraz biegiem minął mi prędko. Wbiegam na Czupel i zaczynam zbiegać. Kolega przede mną chyba zaliczył małą glebę, ale dojrzałem go, gdy już wstał i zaczął truchtać w dół. Przypomniało mi to o tym, aby jeszcze bardziej uważać i pognałem zachowawczo w dół.

Już wcześniej na trasie na pierwszym zbiegu przypomniałem sobie radę Rudzika od Panny Anny.
Zbiegi to darmowe metry & kilometry. Biodra lekko do przodu i puszczaj się.
Nie jestem dobry technicznie na zbiegu tak jak mógłbym być mieszkając i trochę trenując w górach.
Do tego nie potrafię wyłączyć mózgu i gdzieś tam obawiam się upadku i poharatania się.

Jednocześnie gdy zbieg pozwalał to puszczałem mocniej hamulce i łapałem te darmowe kilometry.
A było ich sporo, bo zbieg był długi. Na tyle długi, że w wysłużonych butach zacząłem odczuwać stopy i te wielokrotne lądowania.

Zbieg okazał się wymagający, jednak nie aż tak jak mogło się wydawać z komunikatu.
To nie znaczy że był łatwy. Ale lepiej w tą stronę, niż odwrotnie.

Biegacz na mecie, kamerzysta
Stronię od kamery, sławy, popularności 😂😎 Autor Joanna Kurek

Meta i VIP

Gdy dobiegłem do asfaltu zacząłem już sapać. Nawet przez chwilę potrzymałem się za bok w obawie przed kolką. Która jednak nie nadeszła, uff. A tu nagle las się kończy i widzę asfalt, rzut okiem na wolontariusza, ostry skręt i do mety. Już biegłem, nie gnałem. Na koniec pozwoliłem sobie na sprint do mety i wpadłem na metę prawie w ramiona Asi. Spotkała dawnych znajomych z pracy jako dziennikarka i dostała wejściówkę w strefę mety – jak VIP 😉

Na pewno mogłem lepiej pobiec.
Ale po fakcie łatwiej to ocenić niż gdy siedziało się w cieniu pod drzewem przed startem i patrzyło się na ukrop lejący się z nieba.
Uznałem, że mimo podkręcenia śruby ostatni dwoma – trzema tygodni to i tak nie mam takiej formy aby pobiec bardzo dobrze.

Dlatego najpierw przeżyć i potem coś wykręcić fajnego. I tak, aby mieć z tego frajdę.
Z dobrze przebiegniętego – przemaszerowanego biegu i z satysfakcją, że nie przedobrzyłem i nie zajechałem organizmu w ten upał.

Poza tym dzień zapowiadał się długi a ćwiczenia same się nie zrobią. 

.
Przydatne? Proszę podziel się:
Pokaż komentarze

Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *