Dawno temu, pewnego słonecznego dnia obudziłem się rano.
W poniedziałek.
Już to zwiastowało kłopoty.
Długie wybieganie mimo wszystko
Wyspany, bo dzień wcześniej wybiegałem ponad 20 km.
Po takim bieganiu regeneracja przez sen jest bardzo ważna.
W dobrym towarzystwie ze znajomymi z grupy biegowej.
Zzwiedzaliśmy peryferia Gdyni, pola, boczne ulice, z niską i pojedynczą zabudową.
Takie klimaty trochę dalej od zatoki.
Było super. Mimo, że czułem spore zmęczenie. Poprzednie treningi były wymagające.
Więcej i mocniej biegałem. Zmęczenie jest jednak przejściowe a przecież szkoda tracić okazji do spotkania.
Nie chciałem rezygnować z treningu z fajnymi ludźmi. Lubię się socjalizować.
I mimo narastającego coraz bardziej wyczerpania zrobiłem te 21 km biegu.
Pod koniec truchtałem, jednak dałem radę. Zaliczam długie wybieganie.
mimo stopy i zmęczenia i powinności
Byłoby zatem o poranku następnego dnia super.
Byłoby, gdyby nie wyraźne czucie w stopie. Bolała.
I dawała mi znać wcześniej.
I ja wiedziałem, że po tych intensywnych dniach treningowych powinienem odpocząć.
Nie tylko ze względu na stopę, a ogólne przemęczenie.
Grupa nie ucieknie. Może lepiej byłoby odpocząć? Wahałem się.
Ale nie. Podjąłem decyzję.
A stopa wieczorem spuchła. Jeśli miałem altacet albo coś podobnego to pewnie użyłem.
I położyłem się z nadzieją, że wyśpię się i rano powinno przejść.
No bo co? Mam nie biegać?
konsekwencje, czyli płacimy za błędy & decyzje
Obudziłem się następnego dnia. Poniedziałek.
Wykonuję wiwisekcję stopy, wróć badanie wzrokowo-organoleptyczne.
Wynik negatywny. Opuchlizna urosła.
Warczenie, błaganie i inne zaklęcia wudu nie pomagają.
No to żem się załatwił, pomyślałem. Po dwóch latach biegania to była moja pierwsza kontuzja.
Unikanie kontuzji w bieganiu było dla mnie ważne.
Ale nie przywiązywałem zbytniej uwagi do tego, po prostu biegałem i pilnowałem swoich zasad.
Ale życiem życiem.
Położyłem się, dałem przedmiotową stopę wyżej.
I trafiło mnie. To znaczy mój mózg mnie trafił.
Dialogiem.
Mózg i ja, czyli pranie mózgu na mnie
- Piotrusiu, a lubisz biegać? (cwany potrafi być miły, tzn. mój mózg)
- Ba! Żeby tylko! Kocham biegać! Uwielbiam bycie w ruchu. Ten wysiłek, gdy pokonuje kolejne kilometry. Poznałem super ludzi, dzięki bieganiu! I ta satysfakcja, gdy biję własne rekordy!
- Aha! A zatem nie lubisz nie biegać?
- Jeśli trzeba nie biegać (prawie ugryzłem się w język) to nie biegam. Jeśli mogę pobiegać to jasne, idę pobiegać!
- Drugie aha!
Mój mózg przyjął postawę zastanawiającego się mózgu.
Zaczęła mi kiełkować gdzieś głęboko pewna myśl. Nieunikniona, ale jeszcze w odmętach podświadomości.
Tymczasem mózg mówi, mózgu się słucha*
- Piotrze (poważny ton włączony), to zatem lubisz biegać i nie lubisz nie biegać, kiedy możesz biegać.
Przypomnij mi zatem co zrobiłeś w niedzielę. - No, poszedłem pobiegać. 20 km
- A powinieneś?
- Hmmm, odpocząć?
- Jaki z tego morał?
- Wszyscy żyli długo i szczęśliwie?
- Nie ta bajka!
- To może: Nie rób sobie przerw od biegania na własne życzenie!
- Brawo! A pełnym zdaniem?
- ZZzzzawarczę sobie zzZbyt kocham biegać, aby robić sobie przerwę od biegania na własne życzenie.
*co nie znaczy, że robi się to co on chciałby.
Unikanie kontuzji w bieganiu
Bo to proste jest.
Kocham biegać. Dużo mi to daje.
To dlaczego mam sobie “fundować” na własne życzenie przerwy od niego.
Nie mówimy tutaj o potrzebnych przerwach jak roztrenowanie.
Mówimy o błędach skutkujących nieplanowym odpoczynkiem od biegania.
Dzięki takiemu podejściu mam bardzo mało kontuzji. I po prostu biegam.
A Ty co o tym sądzisz? Jak Cię to przekonuje? Podziel się w komentarzu niżej 🙂