Jest taka mała górka.
Ot, taki sobie podbieg.
W Trójmiejskim Parku Krajobrazowym w Gdyni.
Schody, kilkadziesiąt metrów.
W lesie, brak widoków.
Bez najmniejszego porównania z podbiegami w Bielsku-Białej.
Ale żebyś wiedział, jak mi ten podbieg dał w kość!
To był rok 2011.
Taki podbieg na początek!
Skoczmy do roku 2014.
Po przeprowadzce do Bielska-Białej na pierwszym treningu wybiegłem powyżej przełęczy Dylówki.
Powyżej 720 m n.p.m. Zimą, po śniegu.
Jak na pierwszy raz w górach to super wyczyn! Ale wtedy miałem radość i satysfakcję!
Ale jak to zrobiłem?
Po kroku. Noga za nogą. Dosłownie i w przenośni.
Góry nad morzem?
Cofnijmy się do 2010 i 2011. Miejsce akcji: Gdańsk, Gdynia, Sopot.
Zaczynam od delikatnych podbiegów, bo i biegam od niedawna.
W Sopocie biegałem po plaży, nadmorskimi alejkami i czasem w lesie.
Już wtedy sopockie i orłowskie klify ciągnęły mnie do siebie.
Gdy przeprowadziłem się do Gdyni z Sopotu, sprawdziłem opcje tras biegowych.
Z grupą Biegamy Razem odwiedzałem bulwar i Kamienną Górę.
Chciałem jednak do lasu. Bo ciągnie wilka do lasu.
Z mapy wynikało, że jak przebiegnę nudną długą ulicę Polską,
kładką nad torami to po kilku minutach znajdę się w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym.
Co za piękny teren! Las, podbiegi, ścieżki, drogi leśne. Zakochałem się w tych okolicach i na długie wybiegania starałem się tam biegać.
Ok. 2 km asfaltu i chodnika i byłem w królestwie natury.
Cóż za miła odskocznia od bulwaru i gdyńskich ulic.
Moja górka moim wyzwaniem
I biegam ja po tym TPK, biegam po tych lasach.
Pewnego razu:
Biegnę, świeci słonko, drzewa dookoła, zaraz jakiejś wizji czy oświecenia dostanę,
gdy skręcam w jakąś ścieżkę i widzę je…
Schody. Bez końca.
Długie schody z zakrętem, tak że nie widziałem szczytu.
Hmm, wbiegnijmy tam!
Kilkanaście sekund później…
Ja nie wbiegnę!? Potrzymaj izotonik!
Kilkadziesiąt sekund mija
Dyszę, charczę, mocuję się i … przeszedłem do marszu.
Pokonany.
Tak tak, ja napływowy góral, który wbiega teraz na Szyndzielnię, Babią Górę miał problem z małą górką.
Początki bywają trudne
Bo to były początki. Miłego trudne początki miłości do wszelkiej maści podbiegów i górek.
Ale rzecz w tym, że początki. Znasz to powiedzenie, że nawet najdłuższa podróż zaczyna się od pierwszego kroku.
Hint Piotra
także, gdy nie chce Ci się pracować to kluczem jest rozpoczęcie. Potem szczypta dyscypliny i działasz.
Podjąłem jednak to wyzwanie.
Teraz wydaje się małe z perspektywy lat. Wtedy to był jeden z kamieni milowych.
Dla świata to była nic nieznacząca niewielka górka, dla mnie to była moja góra.
Moje wielkie wyzwanie.
Nie pamiętam, za którym razem przebiegłem całe schody. Na pewno nie było to za kilka razy.
Musiałem jednak mieć wtedy zmęczoną ale szczęśliwą minę.
I to fantastyczne uczucie satysfakcji.
Potem już poszło z górki. Pachołek, pierwsze biegi górskie w TPK, bieg na Wieżycę i potem Bielsko-Biała i prawdziwe góry; Beskidy. Pod górkę także, bo jak człowiek uczyłem się na błędach.
Ale to już inna historia.
A zaczęło się od niewinnie teraz wyglądającej górki.
Zawsze jest jakaś na początku.
I wiecie co? Kiedy będę znów w TPK, to wbiegnę na te schody!
Pingback: RUN YOUR MIND
Pingback: RUN YOUR MIND Pasja zbliża, czyli biegowy weekend w Gdyni