Skip to main content

czyli co robić na roztrenowaniu.

Koniec roku to u mnie odpoczynek. Odpoczynek od biegania. Roztrenowanie.
Napełnienie studni, z których czerpałem przez ostatnie miesiące.

Podczas tego okresu nie biegam. Nic. Jak odpoczynek to odpoczynek.
Wiem, że są różne podejścia, co kto lubi. Ja odpoczywam i fizycznie i dla głowy.
A swoją dużą potrzebę ruchu zaspokajam na inne sposoby.

W końcu okres świąteczny i przełomu roku sprzyja odkładaniu dodatkowych kalorii …
Zatem lepiej coś robić …
Aby potem nie zdziwić się za bardzo stając na wadzie*.

Kilka moich sposobów. Moich, czyli to co ja lubię i robię, gdy nie biegam.

*jednocześnie okazjonalne skoki wagi w ciągu roku to normalna rzecz.

Rower to jest to!

Kiedyś zimy to były zimy. Rowerowanie było wyzwaniem. Ale też nie jakimś przesadnym.
Do tej pory pamiętam jazdę rowerem po zaśnieżonych schodach w Gdańsku
– nie róbcie tego w domu 😉

Ostatnimi laty jednak śnieg w mieście to święto. Zatem łatwiej wyciągnąć rower i popedałować.

Dekadę temu, dzięki uprzejmości kuzyna, eksplorowałem moje górki -Beskid Śląski i Beskid Mały – rowerem.

Kilkudniową przygodę z rowerem zacząłem stopniowo – jak to ja, rozsądnie 😉
Najpierw mniejsze górki i przyzwyczajenie się – nie sądziłem, że te pierwsze podjazdy będą takie męczące.
Cóż inne mięśnie musiały popracować.
Za to po kilku dniach bez problemu wjechałem na Klimczok (1017m n.p.m.) robiąc 25 km w górach.
Zjechałem wtedy do Jaworza robiąc niezłą pętlę.

Do tej pory pamiętam komentarz sąsiadki (pozdrawiam!) w windzie – że będzie niezłe mycie 😉
Cóż, zjazd z Błatniej do Jaworza w warunkach błotnych mówi sam za siebie…

Odkrywanie

A wielką zaletą roweru jest szybsze przemieszczanie, co oznacza więcej miejsc do zwiedzenia
i poznania. I podziwiania.

Lubię czasem pojechać w nieznane mi rejony, a to skręcić w ślepą uliczkę, a to zwiedzić okoliczne wsie i miasteczka.
Nie spodoba się to zawrócę. Rower pozwala na taką prawie bezstresową eksplorację.
A już szczególnie ostatnimi czasy, gdy elektryki rozgościły się na rynku.

Zdjęcie latem, bo i) latem też robię roztrenowanie ii) nie mam zimowych zdjęć z rowerowania.


Spacery, włóczenie się, włóczęgostwo

Drugi sposób to przemieszczanie się na własnych nogach.

Masz coś załatwić na mieście? Da radę z buta? To masz swoją aktywność.
Albo po prostu spaceruje po okolicy i poznaję ją bliżej.
Przy zwykłym spacerze aka włóczęgostwie inwestuje się więcej czasu,
ale zdecydowanie więcej można zaobserwować. Rower jest szybszy, ale mamy mniej czasu i uwagi na obserwację i kontemplację okolicy.

Robert ze Świata Czytników to fan takich spacerów. Jak go obserwuję na FB to regularnie wrzuca zdjęcia z pod/warszawskich i nie tylko spacerów.

Poza tym takie spacery to okazja do przemyśleń, zadzwonienia do bliskiej osoby czy po prostu resetu.

Górskie wyprawy

Spacerem to kilkukilometrowe wędrowanie.
Zazwyczaj po płaskim albo z niewielkim przewyższeniem. Taka raczej niezobowiązująca aktywność.
Nic nie bierzesz ze sobą, ewentualnie minimum rzeczy.

Ale w góry czy do lasu na kilka godzin i więcej to już wędrowanie.
Bez plecaka albo nerki ciężko się obyć.
Choć sam praktykuję minimalistyczne łażenie to mówmy o normalnych przypadkach.

Aby zachować formę, i szczególnie nie rozpasać się za bardzo korzystam z bliskości gór.

Choć na święta czy okres noworoczny jeździliśmy w góry dalej: Beskid Niski, Gorce, Beskid Sądecki.
I tam robiliśmy circa 30 km na dzień. Tak marsz w górach, z podchodzeniem i zejściami, w błocie albo śniegu potrafi solidnie zmęczyć.

A do tego oferuje wymierne korzyści:

– zaspokaja głowę = potrzebę ruchu, gdy trwa odpoczynek od biegania,
– wzmacnia mięśnie, ścięgna, a czasem pupę jak się zjedzie na tyłku 😉
– wyćwiczony marsz przydaje się w biegach górskich, gdy trzeba maszerować pod górę,
– ma walory turystyczne
– i dopisz swój pomysł, bo coś się jeszcze znajdzie 😉

Ale uwaga. Taki wysiłek trzeba dobrze zaplanować i wpleść w przerwę od biegania.
W końcu podczas odpoczynku od biegania pewnym celem jest odpoczynek ciała, zwłaszcza nóg.
Góry zdecydowanie się nadają pod odpoczynek głowy od biegania. Dla ciała jednak zaplanujmy kilka dni nicnierobienia.

Takich zim sobie życzę, tutaj kilka lat temu między Szyndzielnią a Klimczokiem.


A Ty co robisz gdy nie biegasz?

3 komentarze

  • Gratuluję, Piotrze, udanej wyprawy 🙂 Pewnie jeszcze nieraz ją powtórzysz.
    Tak już w życiu bywa, że człowiek marzy o dalekich wyprawach, o zmianie otoczenia a najpiękniejsze “skarby” mamy obok siebie i to za darmo, Wystarczy tylko, że otworzymy szeroko oczy a …nie pożałujemy 🙂 Pozdrawiam

  • A widoków górskich zazdroszczę – są naprawdę piękne …

  • Maz pisze:

    Oh, ostatni raz góry w późnojesiennej scenerii widziałem chyba w 2007 roku. Piękne widoki. Pozdrawiam z płaskiego Mazowsza 🙂

Leave a Reply