I znowu tutaj …
W tym roku stanąłem na starcie w Riva del Garda … już po raz siódmy.
I choćby ta trasa miała się powtarzać, nigdy mi się nie znudzi.
W czasie tych moich siedmiu startów w Garda Trentino Half Marathon przebieg trasy był lekko modyfikowany,
jednak zawsze z zachowaniem jej wyjątkowo pięknego i malowniczego charakteru.
Co sprawia, że wciąż wracam?

Odpowiedź jest prosta:
wyjątkowy klimatyczny bieg,
super atmosfera, spektakularne widoki
na malowniczo poprowadzonej trasie.
To miejsce za każdym razem zachwyca mnie na nowo, a trasa nadal potrafi zaskoczyć, oczywiście pozytywnie.
To bieg, do którego chce się wracać, bo łączy sport, piękno i włoski klimat, którego nie da się podrobić.

Na malowniczo poprowadzonej trasie
Tegoroczna 23. już edycja Półmaratonu nad Jeziorem Garda rozpoczęła się przy hali Palafiere.
A dalej pobiegliśmy przez Rivę, najpierw w kierunku na Torbole, po czym odbijamy na Arco.
Po drodze jest dość długi tunel, w którym słychać okrzyki podekscytowanych biegaczy w różnych językach.
Za tunelem kontynuujemy bieg wzdłuż charakterystycznego niewysokiego wzgórza Monte Brione.
W dalszej części trasa przebiega w pobliżu pól, sadów i malowniczych winnic, których równe rzędy o tej porze roku wyglądają urokliwie.
Zbliżając się do miasteczka Arco nie sposób nie zwrócić uwagi na ruiny słynnego Castello di Arco górującego nad miejscowością, jakby zawieszonego wysoko na skale. Widok jak z pocztówki, stanowi charakterystyczny, wielki akcent półmaratonu.
Po pokonaniu wąskich uliczek Arco kontynuujemy nasze zmagania wzdłuż rzeki Sarca – ten fragment stanowi jeden z najbardziej nastrojowych odcinków. Słychać wyraźnie szum wody i lekki powiew wiatru, po drodze można podziwiać ciekawą roślinność.
Biegniemy „z prądem” praktycznie do samego ujścia.

Finał nad brzegiem jeziora Garda, czyli absolutny top
Finał nad brzegiem jeziora Garda – ostatnie kilometry to absolutny top i wizytówka tego półmaratonu oraz powód,
dla którego warto tu przyjechać choćby raz (a jak widać na moim przykładzie nawet siedem!).
Trasa przebiega wzdłuż samej linii brzegowej jeziora Garda z widokiem na góry. Charakterystyczne mostki i kładki nad wodą to moment,
który zawsze robi na mnie wrażenie. Bieg wzdłuż brzegu to czysta frajda, pejzaże jak z folderów biur podróży, mnóstwo kibiców rozsianych po ścieżce, którzy zarażają pozytywną energię i dodają siły na końcówce tego szybkiego, ale także wymagającego biegu.
Pogoda w tym roku dopisała, co dodało całemu wydarzeniu jeszcze więcej uroku.

Czy chcę wracać?
W tym roku to był mój siódmy start w tym wspaniałym miejscu.
W 2017 roku przyjechałem pobiec półmaraton, pobiegłem i jak widać
… nie mam dość.
Z pełnym przekonaniem mogę powiedzieć, że Garda Trentino Półmaraton to bieg kompletny.
Doskonała na wysokim poziomie organizacja, szybka, ale i wymagająca trasa, wspaniali kibice,
a przede wszystkim widoki, które wynagradzają każdy kilometr wysiłku.
To jest doświadczenie, do którego wraca się z pełną świadomością, że za rok znów będzie chciało się pobiec tą trasę dla widoków,
sportowych emocji i … dla siebie.
Czy wrócę tu po raz ósmy?
Do zobaczenia w Riva del Garda!
Moje początki, czyli droga, której nie planowałem przebiec

Sport uprawiałem od zawsze, natomiast biegania jako osobnej dyscypliny już nie.
Jedenaście lat temu, w jeden z tych majowych dni, trener w klubie fitness rzucił pomysł:
„Może pobiegniemy półmaraton? Jako reprezentacja klubu!”.
Zgłosiła się całkiem spora grupa. Na kartce zapisów wyglądało to imponująco, pojawiły się również wielkie plany.
Tyle, że z planami bywa różnie.
Pierwszy zrezygnował, bo „kolano coś tam”. Drugi – bo praca, trzeci – bo nie czuł się gotowy.
W miarę jak dni mijały, lista kurczyła się szybciej niż śnieg w marcu.
W dniu startu w ostatnią niedzielę sierpnia na linii pojawiły się… trzy osoby.
Trzy z tej imponującej, majowej listy.
Takie były moje początki, to były pierwsze zawody, pierwszy półmaraton.
W dodatku z pewną przygodą. Po przekroczeniu linii mety coś tam się dziwnego działo,
jakieś poruszenie, okazało się… że trasa została źle oznaczona na mapie i dystans
był o około 500 m za krótki 🙂

Motywacja?
Na początku prosta: poprawić kondycję, zrzucić parę kilogramów.
Potem to ewoluowało … atmosfera, wyjazdy ze znajomymi, zmęczenie po biegu, które dziwnie…uszczęśliwia.
Przyszły kolejne dystanse, półmaratony, maratony, biegi górskie tak do 100 km.
Nie biegam już krócej niż półmaraton – bo po co? Przecież w dłuższych dystansach jest cała magia.
Tak zaczęła się moja droga: od spontanicznego pomysłu w klubie fitness, przez konsekwencję,
która nieraz wygrywała z leniwym porankiem, i trwa aż do dziś.

