Robię sobie pod górę – małe wyzwanie

Robię sobie pod górę – małe wyzwanie

18 października to był ostatni dzień kilku dni ciepłej słonecznej pogody w Bielsku-Białej.

Od soboty było ciepło i słonecznie. W sobotę pół dnia mocno wiało,
ale wystarczyło wejść w las w dolinę – jak ja na zasłoniętym od wiatru zboczu Szyndzielni.

A piszę o 18 października, bo to było bardzo fajne popołudnie.
I niech coś optymistycznego napiszę i niech to wisi tutaj, aby mi przypominało o tym dniu.
A czemu fajnie było?

Wybrałem się na rowerową wycieczkę. Bez sprecyzowanego planu, który powstał w trakcie.
To lubię na rowerze. Takie włóczenie się jakie preferuje Nassim Taleb. Tylko ja na rowerze.
To pojadę tam, to skręcę w tą ulicę, a nieee podoba mi się, nawrócę. Rower pozwala zrobić to 
szybciej oszczędzając czas. Ale piesze włóczenie też lubię.

Pomny jednak 20°C i możliwości powrotu dość późno to zabrałem 0,6 litra wody i opaskę na głowę.
Bez wody byłoby trudniej, nawet jak na mnie. Czemu jak na mnie? Bo nauczyłem się mało pić,
zwłaszcza podczas biegania.

Pierwsza górka – polana Dębowiec

Pojechałem nową ścieżką rowerową na ul. Kolistą i ustaliłem pierwszy cel – Dębowiec.
Przy skrzyżowaniu Karbowej z Kolistą na chwile zatrzymałem się, bo jakiś psiak się kręcił z obrożą.
Żadnego człowieka nie widziałem, ale pies wyglądał na zadbanego i zdecydowanego,
zatem może wylazł normalnie z posesji i zwiedza najbliższą okolicę. Ale kiedyś chciałbym komuś odnaleźć psa.
Wiecie jak byłoby fajnie zobaczyć radość u obojga?

Podjazd Karbową z obowiązkowym mocnym zwolnieniem przed dwoma stopniami na mostku.
Te progi są też na ścieżki rowerowej na Kolistej – dla górala z grubymi oponami to żadna przeszkoda,
ale miejski czy inny rower to już nie da rady bez przyhamowania.
Przejechałem się nowym odcinkiem Armii Krajowej do przystanku MZK Szyndzielnia i nawróciłem na Dębowiec.
Tutaj chwila na panoramę miasta, zdjęcie bluzki i dalej w samym t-shircie i krótkich spodenkach pojechałem stykówką w stronę Wapienicy.

Dębowiec to zwyczajowa nazwa Polany Dębowiec z bufetem gastronomicznym, który dawniej był schroniskiem.
Właściwy szczyt znajduje się na zielonym szlaku około 20 minut wyżej. Nie jest oznaczony w terenie,
ale wg. naszych papierowych map jest na wypłaszczeniu zielonego, które potem prowadzi w lewo na ścieżkę.
A idąc na wprost po stromym podejściu dojdzie się na Cyberniok i punkt widokowy. Oczywiście to jest szacowane miejsce,
i warto aby odpowiednie służby postawiły tam tabliczkę z nazwą szczytu po przeprowadzeniu dokładnych pomiarów.

W tematach nieoznakowanych szczytów to jest robota ze Śliwowicą, dumnie i samozwańczo nazwanym wzniesieniem przez Znajomego Jacka,
podczas jego sierpniowej wycieczki pasmem Łososińskim

Słowo o rowerze

Mój rower to cross. Opony mają 700x42c. To nie są górskie szerokie opony 😉
Nie przepadamy zatem za mocno kamienistymi, żwirowanymi i nierównymi trasami.
Choć nie oszczędzamy się, zobaczysz później. Ale czasem mam dość wolnej ostrożnej jazdy.
Dlatego zjechałem łącznikiem do skrzyżowania Łowieckiej ze Skarpową i dalej nową ścieżką rowerową do parkingu w Wapienicy.
Parking był umiarkowanie zajęty, ale była wczesna godzina – 1.30 pm. Za kilka godzin będzie ledwie kilka miejsc wolnych na parkingu.
Świetnie, że tyle ludzi w ciągu dnia może wyjść na spacer w las i w góry – wesołe życie emerytów, pracujących zdalnie, bezrobotnych i rentierów itd.

Pętla w Wapienicy

Wtedy już miałem kolejny cel wycieczki – zróbmy pętlę w Wapienicy.
Podjazd od strony leśniczówki, bo jest mniej stromy, więcej asfaltu i potem mniej kamieni – co nie znaczy, że brak, po prostu mniej.
Podjazd drugą stroną jest lepszy do zjazdu.





Powoli pnę się do góry. Noga za nogą, obrót za obrotem.
Liści pełno, ale pozostawiły wąski ślad na środku drogi. Jechałem w cieniu i było rześko 🙂
Wyjechałem na najwyższy punkt i usiadłem na chwilę. Wtedy stwierdziłem, że nie chcę męczyć się na zjeździe i zjechałem tą samą drogą co przybyłem.
Poza tym chciałem zrobić zdjęcie na dole licząc na brak ludzi na jednym ciekawym i uroczym odcinku.

Najwyższy punkt pętli jest warty uwagi, bo idąć drogą, która odbija do góry prostopadle wyprowadzi ona na popularny żółty szlak z Klimczoka do Błatniej.
Błatnia najpiękniejsza jest jesienią, podobno 😉

leśna asfaltowa droga w lesie, dużo leżących kolorowych liści
O tu. Ten odcinek robi wrażenie o każdej porze roku 🙂

Pod Palenicę, czyli górka trzecia

Zjeżdżając wykoncypowałem sobie, że wyjadę leśną drogą na punkt widokowy pod Palenicą.
Poza początkowym odcinkiem, gdzie jest pełno kamieni, w tym luźnych dalej jest w miarę równo.
No to siup przez mostek i na przedmiotową drogę.

Podczas podjazdu przypomniałem sobie jak kilka lat temu wybiegałem tam jak ten chomik na karuzeli.
Zrobiłem to 8-10 razy. Pod górę i tyle samo w dół. Uwierzysz? 😉
Tak mi się nudziło!
Ba, miałem kiedyś tyle sił w nogach i w głowie.
Nie pamiętam dokładnie ile, bo podczas któregoś zbiegu albo podbiegu straciłem rachubę 😀
Teraz nawet raz bym nie podbiegł, ech. Człowiek za młodu potrafił mieć dużo sił i uporu.
Oj dużo. Warto to wykorzystać mądrze, aby nie czuć, że to były stracone szanse.

Na górze zrobiłem zdjęcia. Punkt widokowy zarósł, choć jeszcze do wysokości pasa
i można było obejrzeć panoramę miasta, Jaworza i reszty okolic.
Zjechałem do Jaworza i wróciłem bocznymi ulicami do Wapienicy.
Po drodze już dojrzewała we mnie myśl – zaliczmy jeszcze podjazd na Przegibek i Kozią Górkę.

Przegibek nie stanowił większego wyzwania sam w sobie.
Bardziej upływający czas, większa ilość aut o tej porze (4-6pm) i konieczność dojechania tam nudnym asfaltem.

Za to Kozia Górka, zwana Stefanką, była bliżej, ale była trudniejsza.
Bo podjeżdżam pożarową drogą leśną do niebieskiego szlaku na Równię i potem niebieskim na szczyt.

Co wybrałem? Czyli górka czwarta

Zatem atrakcyjniejsza była Stefanka i tam się wybrałem.
Z zadowoleniem przyjąłem wyremontowany odcinek w okolicy ul. Pocztowej blisko restauracji Wirtuozeria.
Dobrze widzieć, jak miasto się rozwija i remontuje.

Wyjazd był ciężki. Praktycznie do Równi jest cały czas pod górę. Do tego stromsze odcinki wyciskające łydki.
I pot na czole. Pod koniec zmęczenie dawało o sobie znać i jechałem od krańca do krańca drogi jak pijany.
Droga prowadzi obok ścieżki enduro Twister – oni zjeżdżali, ja mozolnie męczyłem górę.
Ale dałem radę. Równia przywitała mnie dzięciołem zielonym. Zrobiłem kilka zdjęć i dalej w górę.

Jazda crossem na wąskich kołach wymaga wybierania dobrej trasy i unikania kamieni czy patyków.
Ale i tak często kamyki dzwoniły mi o szprychy.Ale podjazd ma to do siebie, że jest wolny.
Zatem można wybrać optymalną trasę. Gorzej ze zjazdem, ale o tym później.

Na Koziej Górce kilka zdjęć i kilka chwil odpocząłem na pniaku kontemplując widoki.


Na zjazd ubrałem jednak opaskę na głowę i bluzkę. Nie żebym jakieś kosmiczne prędkości rozwijał.
Ba! Nawet takich sobie prędkości nie rozwijałem. Wiadomo, że nie ma wysiłku jak pod górę.

Pamiętałem, że zjazd będzie słaby. Ale nie, że aż tak. Niestety wąskie opony i mocno kamienista droga w dół uniemożliwiały przyzwoitą prędkość.
Palce na klamkach hamulców i powoli w dół. Dopiero na samym końcu zrobiła się ziemia, bez kamieni,
ale wtedy pojawiło się więcej ludzi i rowerzystów ciągnących pod górę w swoich masywnych lśniących błotem rumakach.
Niektórzy zajmowali całą ścieżkę i dziwili się, że ktoś zjeżdża tędy z góry. Ciekawe jakbym zjeżdżał szybciej
to zdążyli by zjechać.

Dotarłem do ulicy i rozczarowany i zły puściłem się szybciej w dół. Gdy przejechałem Czołgistów, Szeroką
i znalazłem się na Bystrej skierowałem się do domu. Było dość wcześnie bo około 5 pm, ale chciałem zrobić sobie sok, poćwiczyć itd.
Ale głód prędkości podświetlnej dał znać i po chwili zawróciłem
i pojechałem mocniejszym przyciśnięciem pedałów do Bystrej do centrum edukacji ekologicznej.

wiata, ścieżka rowerowa szutrowa, drzewa, żwirowe podłoże
Tu pod drzewem sobie kilka minut odpocząłem. Śpiesz się powoli.



Tu kilka dobrych minut odpocząłem, pozwoliłem kilku rowerzystom odjechać spory kawałek.
Tak, abym miał wolny przejazd z powrotem. Powrót był fajny, choć brakowało pary w nogach
a i sztuczne przeszkody zmuszały do zwolnienia jak znak stopu 😉 czy próg remontowanego asfaltu.

Co cieszy kolano nie protestowało. Co cieszy fajna wycieczka mi wyszła.
Siedząc w domu już, późnym wieczorem na forum trafiłem na zdjęcia z podjazdu na Skrzyczne.
A tam jest kilka technicznych leśnych dróg, którym spokojnie dadzą radę pod moją brykę.
Tylko muszę obadać tamte rejony, jednak powinno być dobrze.

I podczas tej jazdy, jako, że lubię pod górę pomyślałem nad wyzwaniem rowerowym dla siebie.
Wszystkie realne podjazdy w Bielsku-Białej pod crossa:

  • polana Dębowiec
  • góska pętla Wapienica
  • podjazd pod Palenicę
  • Przegibek
  • Kozia Górka

Ewentualnie jeszcze:
może dodam sobie podjazd asfaltem na Magurkę Wilkowicką (z Wilkowic)
i podjazd ulicą Portową na Trzy Lipki.

Ciekawe czy w jeden dzień dam radę objechać wszystko.
Ciekawi mnie też, bo nie pamiętam, czy crossem wyjechałem na Szyndzielnię.
Zrobiłem to minimum raz górskim, ale czy croseem także? Chyba nie, bo nie potrafię zlokalizować sobie obrazów tego zdarzenia w głowie.

Jako alternatywę do powyższej trasy z podjazdami jest w opcji rowerowy szlak dookoła Bielska-Białej.
Ale on ma pagórki rozłożone na całej trasie i żadnych szczytów jak Kozia Górka czy Magurka Wilkowicka.

Jeśli przychodzi Ci do głowy jakiś solidny podjazd realny dla crossa – i aby potem dało radę zjechać 😀 – to podziel się w komentarzu proszę.

Przydatne? Proszę podziel się:
Pokaż komentarze

Komentarz

  1. No i ciekawa trasa i mały wycisk 🙂
    Trochę tych okolic znam z czasów gdy często bywałem w B-B. A te jesienne ujęcia są fantastyczne.
    Ja sam mam górala i czasem przy zjazdach zastanawiam się czy wytrzyma, na crossie bym się nie odważył. Ale z wyczuciem się da…
    Zazdroszczę natomiast bliskości rozległych gór pod nosem.

    • Piotr

      Dzięki Jacku za komentarz. Tak, jesień tego roku jest piękna. A zwłaszcza słońce robi robotę.
      Rozległe góry blisko są świetne, tylko czas trzeba mieć na nie 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *