Jak poradzić sobie z kontuzją?

Turysta leży na ławce, odpoczywa

Zwłaszcza, gdy planowaliśmy mocny bieg na zawodach. A kontuzji nabawiliśmy się poza bieganiem.
I na własne życzenie.

Wychodzę przed blok. Zrobić kolejny trening.
Biegam prawie codziennie, z jednym dniem przerwy w tygodniu. Jestem po pracy, cały dzień przed komputerem.
Trzeba zrobić swoje, harować na treningu i zresetować się.
Na schodach niepotrzebnie w ruchu obracam się, potykam się i w rezultacie przewracam.
Czuję ostry ból w kostce. Po chwili wstaję jak gdyby nic.

Dwa miesiące temu zdecydowałem

Kilka tygodni wcześniej podjąłem ważną decyzję.
Chce pobiec mocno półmaraton. To jedyne w tym roku zawody uliczne.
Zatem chcę pobiec jak najlepiej się da.
Pobić rekord z Katowic będzie bardzo trudno, jednak chcę się zbliżyć do 1.30.
Co najmniej.

I przede wszystkim:

– pokazać sobie, że mogę mocno pobiec zawody
– wrócić do częstszego biegania 6 dni w tygodniu,
– i trenować ostrzej.

Przygotowania do zawodów, czyli wypełniamy decyzję

Najpierw po prostu biegałem. Długo nie trenowałem, zatem nie chciałem zbyt ostro zacząć.
Kilkanaście dni biegałem co drugi dzień. Potem biegałem codziennie z jednym dniem wolnym.
Najpierw po prostu klepałem kilometry, z rzadka sobie je urozmaicając szybszymi odcinkami.
Dawno tak nie biegałem, zatem nie wiedziałem na co mogę sobie pozwolić.

Zacząłem też przygotowanie mentalne. Podczas treningów na pętli biegowej w Mazowieckim Parku Krajobrazowym w Międzylesiu
obmyślałem cele na bieg. Bo jeden cel to za mało. Warto mieć dwa, trzy, bo życiem życiem i jeden cel może być (***).
Zatem wymyśliłem sobie cel maksimum, dobry i wystarczający.
Znalazłem w czeluściach skrzynki mailowej porady od Wojtka, który dał mi szczery feedback po niesatysfakcjonującym dla mnie maratonie.
Wtedy dzięki niemu wziąłem się za siebie i zrobiłem aktualną życiówkę w półmaratonie. Przypomniałem je sobie teraz.

Podszedłem do tego poważnie. Po pracy i dojeździe do domu rzucałem rzeczy, ćwiczyłem i wychodziłem pobiegać.
Po bieganiu reszta ćwiczeń, kąpiel, kolacja, trochę czasu dla siebie, telefon do Asi i spać.
Rutyna jak nigdy. Ale przynajmniej dni szybko mijały.

Na szczęście obyło się bez wizyty. Uff!

A tu przerwane plany, marzenia

Wstałem z chodnika. Kostka spuchła jak balon. Mogliby ją pokazywać studentom medycyny jako wzorcowe spuchnięcie kostki.
Kostki to moja pięta Achillesowa. Kilka razy skręcona, a i złamana. Jeszcze w tym roku poważnie sobie nadwyrężyłem w czerwcu.
Wtedy mi się udało. Kilka dni wolnego.

Tym razem też mi się udało. Nie skręciłem. Jednak udało mi się wyeliminować z biegania i w ogóle aktywności.
Gdy to piszę nie biegam dwa tygodnie. Jeszcze czuję minimalny ból, gdy dotykam okolice kostki.
Wcześniej czułem się jakby albo ktoś pozrywał mi mięśnie albo wrzucił neurony w stan permanentnej gotowości. Nie polecam.
Przewiduję jeszcze trochę czasu, zanim zacznę biegać. Zatem nie ma szans na mocny wynik na półmaratonie.
Teraz był czas na intensywne treningi, ćwiczenie szybkości. A tak jest siedzenie w domu i spacery.
Spacery w formie wyjścia przed blok i kółka na osiedlu połączonego z klepaniem ławek.

biegacz leży odpoczywa
Teraz to mogę sobie leżeć i leżeć…

Czy się wkurzyłem się?

Tak i nie.
Tak, bo jestem człowiek i mam emocje. Kilkadziesiąt minut później rzuciłem mięsem. Dopiero wtedy.
Ale raczej dla porządku i aby w samotności trochę rozładować napięcie.
Kiedyś zbyt mocno nauczyłem się powściągać emocje i nie wyszło mi to na dobre.
Emocje są nasze. Warto je udomowić, ale nie wyplenić i udawać, że ich nie ma.

Stało się, nic się nie stało

Przyjąłem ten wypadek ze spokojem. Jeszcze nie z radością, ale ze spokojem.
Stało się. Szkoda, ale takie życie. Dobrze, że nie skręciłem, bo wtedy przerwa byłaby jeszcze dłuższa.
Biorę na klatę. Oduczam się przejmowania tym co nie trzeba.

Bo co mi to da?
Los przyniósł gapie taki wypadek. Mogło być gorzej. Łatwo nie jest, bo czuję ból i mam wrażenie jakby ktoś mi obił kości.
Jednocześnie gdybym chciał się użalać to znalazłbym powody: miał być super bieg.
Jest ładna pogoda, a mogę tylko siedzieć w domu. Chciałem dużo i więcej biegać, a nie mogę.

Zatem, nie skarżę się ani joty. Podziwiam Asię za codzienne trening 6/7, z czego większość o przed 5 rano.
Ogarniam jej poranne śniadania i wałówki do pracy. Uśmiecham się do biegaczy, gdy ich mijam w aucie lub na krótkim spacerze.

Samo roztrenowanie, czyli odpoczynek od biegania to cenna rzecz! Ale to zazwyczaj planujemy 🙂

Korzyści, czyli jak to wykorzystać dla siebie?

Wykorzystuję nowy wolny czas.
Zyskałem kilkanaście wolnych godzin. Zacząłem jeszcze więcej czytać i zabrałem się też za bloga.
To jest trzeci post opublikowany w tym czasie. Owszem, dwa były przygotowane 😉 teraz jednak dopieściłem je i przygotowałem do publikacji.

Bo los przyniósł co przyniósł. Wziąłem to i idę dalej. Choć nie biegnę.

A jeśli brak Ci emocji w tym poście to postaw się na moim miejscu i wyobraź sobie,
że sam wyeliminowałeś się z upragnionego celu przez banalny niepotrzebny obrót na schodach.

A Ty jak sobie radzisz z kontuzjami, gdy celowałeś w fajny bieg?

Przydatne? Proszę podziel się:
Pokaż komentarze

Komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *