Skip to main content

Na Garda Trentino Half Marathon jechałem z jednym celem. Pobiec szybko, jak za dawnych czasów.
Nie rekordowo, ale tak normalnie szybko jak kiedyś hasałem bez większych problemów.
Ale … więcej o pomyśle na ten bieg napisałem … rok temu.

Trzy miesiące przemijają, czyli przygotowania

Fizycznie, czyli noga podaje

Biegałem średnio 4 razy na tydzień. Kilka razy nawet 5 dni.
Z konieczności dokupiłem buty, choć po dwóch nietrafionych zamówieniach.
Z uwagi na pewne okoliczności przyrody ciężko byłoby mi coś więcej dorzucić – czyli kolejny trening.
A i ciągle pilnowałem prawego kolana. Kontuzja sprzed kilkunastu miesięcy, ale i tak mam przeczulenie na jej punkcie.
Zatem dbałem o siebie i kolano poprzez rozciąganie i podczerwień (dzięki Arek za poradę!).

Mentalnie

Półmaraton to nie maraton, ale i tak to wymagający bieg, zwłaszcza jeśli ma się konkretne oczekiwania.
Dawno w okolicach 1.35 nie biegałem, same zawody ostatnio biegam co roku tylko w Rivie (dziwne, nieprawdaż?) a cel miałem jasny.
Mocny bieg. Choć okoliczności niezbyt niestety sprzyjające. Głowa nie mogła skupić się dobrze na przygotowaniach.

I kilka tygodni przed biegiem trafiłem na podkast z przygotowania psychicznego w bieganiu.
A to mój konik. Słuchając na raty do zmywania skończyłem go kilka dni przed wyjazdem.
To było dość odświeżające i pomogło podświadomie uporządkować sobie myśli.

Tutaj go odsłuchasz: https://bieganie.pl/audio/psychologia-sportu-w-bieganiu-malgorzata-szczugiel-bank-wiedzy-o-bieganiu/

Samej pracy mentalnej nie wykonałem zatem wiele, ale konkretnie. A najwięcej i najważniejszą – godzinę, dwie przed startem.

Planowanie

Rozpisałem sobie na papierowym kalendarzu dni biegowe. Dzięki temu w dowolnej chwili mogłem spojrzeć na to z góry.
I umiejscowić się w czasie z bieganiem. Wiedzieć na czym się stoi to cenna rzecz.
Kiedyś prowadziłem logbooka (dziennik) biegowego w pełnym tego słowa znaczeniu.
Teraz czasem drobnym drukiem zaznaczałem najbardziej podstawowe fakty jak: 2h długiego, 1h lekko, 1h mocno itp.
Ale generalnie tylko pilnowałem, aby biegać regularnie i zakreślać dni biegowe.

Zwątpienie

Nie było słodko cały czas. Generalnie chciało mi się wychodzić na treningi. Czasem jednak głowa nie współpracowała.
Były momenty, że zastanawiałem się, po co się tak spinać. Że te czasy szybkiego biegania nie wrócą.
Rzadko, ale było tak. Nie biegając z zegarkiem, nie wiedziałem bliżej w jakiej jestem formie.
Owszem czułem moc i radość z szybszego biegania, ale to były momenty.
Częściej to była harówka i spinanie się, aby narzucić tempo i robić swoje. Ot, codzienność amatora z ambicjami.

Gdy poczułem, że te wątpliwości zbyt bardzo zaczynają się panoszyć w mojej głowie, trzeba było zareagować.
Czas na powrót do przyczyn. Uznałem, że trzeba wrócić na chwilę do obietnicy, po co ją sobie dałem.
Odpaliłem lapka, zalogowałem się na blog i odświeżyłem sobie tekst z listopada 2024 roku.
Przeleciałem go wzrokiem i utwierdziłem się w przekonaniu, że tak, chcę pobiec szybko.

Treningi

Nie były różnorodne. Bieganie tzw. zwykłe, bieganie relaksacyjne/regeneracyjne, długie, mocniejsze treningi.
Zrezygnowałem z biegania jak chomik podbiegów. I tak tutaj, gdzie mieszkam,
nie wysilając się zrobię większe przewyższenia na 10-12 km niż ma niejeden półmaraton.
Takie to pagórkowate miasto Bielsko-Biała. Ba, kilka razy unikałem jak się da podbiegów, bo trenowałem “szybkość”.

Sprawdzian

Ostatnie długie wybieganie zrobiłem w niedzielę tydzień przed startem. Chciałem kilka dni wcześniej, ale pogoda nie pozwoliła.
Przed maratonem to byłoby dość ryzykowne. I zaszalałem trochę 🙂 Jakbym właśnie do maratonu się przygotował 🙂
Aż miałem zastrzeżenie do siebie, czy nie przeszarżowałem. Jak się okazało – nie.
Choć ostatnie dwa treningi przed wylotem to krótkie truchty. To wtedy też delikatnie uwierzyłem, że jest dobrze,.

Wyjazd i pobyt

Zarwana noc i zwiedzanie

Lot o 6 rano wymagał i nocnej pobudki i takiej samej 2 h jazdy, zatem i na lotnisku i w samolocie drzemałem z muzyką w uszach.
Normalnie wyjąłbym czytnik i czytał. A wyszło tak, że ani razu przez cały wyjazd go nie otworzyłem.
W Weronie i Arco pospacerowaliśmy. Poza sezonem przyjemna ta Werona. I nawet nie wiedziałem, że jest tutaj najlepiej zachowana Arena.
Tzn. wiedziałem, bo Asia, czołowa logistyczka i przewodniczka przygotowała spis atrakcji.
Także tych kulinarnych. Cud miód przewodnik, zajęta, ale do wynajęcia – polecam 🙂
Pomny biegu w niedzielę się pilnowałem i zarządzałem przerwy na ławkę/murek/krzesło.
Asia też biega, zatem w pełni mnie rozumiała. A czasem spacerowała sama, a ja czekałem w pobliżu.

Biuro zawodów

Tutaj “trochę” pomagaliśmy. Asia zapowiadała, kręciła filmiki, działaliśmy z filmem promocyjnym.
Ja nosiłem, sprzątałem, moderowałem grupę. Spotykaliśmy się ze znajomymi i odbieraliśmy ciepłe słowa.
Działo się. Jak to Asia powiedziała w sobotę, ona jeszcze musi pamiętać, że jutro (w ndz.) biegnie półmaraton.
Wieczór przed biegiem uroczysta kolacja, w łóżku krótki mentalny trening i spać.

Dzień startu

Bieg o 10.15, to sobie trochę pośpimy, rano na spokojnie, piano piano…
Tja. aby bezproblemowo zabrać się do biura, musieliśmy wstać o 7 najpóźniej. Ale za to mieliśmy przejażdżkę na paletach.
Wcześniej specjalnie mocno słodkie i lekkie śniadanie (z Nutellą i miodem), sporo kawy. W biurze wylądowaliśmy już o 8.

Drzemka i mental

Odciąłem się na kilkanaście minut, kilkadziesiąt minut. Nie liczyłem tego.

Kaptur ulubionej bluzy na głowę, oczy zamknięte, nogi wyciągnięte, miejsce gdzieś z boku.
I pracowałem mentalnie nad sobą. Nad biegiem. Zadaniem było, aby uspokoić się tam, gdzie trzeba,
i nakręcić gdzie indziej. Z zewnątrz wyglądało na drzemanie, a tak naprawdę rozmawiałem ze sobą
i nastrajałem się na dobry bieg. Nogi i ciało biegną. Ale są prowadzone przez głowę.

Potem szybkie spotkania z przemiłymi Zuzą ze Zbyszkiem, Dominiką i Julią i kolegą Andrzejem.
I pognaliśmy na start. Wpadłem do grupy na 1.39, obok – niespodzianka – przefajni koledzy z Four Runner Krotoszyn
i Przemek, którego poznałem przez grupę.

Jak pisałem wyżej, nie wiedziałem do końca w jakiej formie jestem i jak zacząć.
Dlatego przezornie ustawiłem się w pobliżu zająców na 1.39. Szybko ich zostawiłem w tyle i pobiegłem swoim tempem.
Początkowe kilometry pozwalają na sprawny bieg. Nie ma większego problemu z wyprzedzaniem. Choć niektórzy z okolic zająca 1.35 biegli truchtem bliższym 2.30 – shame on you! – po to są strefy startowe, aby nie przeszkadzać sobie wzajemnie.

Sam bieg minął … no właśnie minął. Pilnowałem tempa. Podziwiałem widoki. Zauważałem polskie koszulki.
Biegłem. W głowie miałem bardzo dobrze zakodowane ostatnie kilometry. Zatem przyśpieszałem delikatnie, trzymałem tempo,
i … po 1.31.10 wpadłem na metę.

Co tak krótko o biegu?

Mogłem jeszcze krócej 🙂
Ale sam bieg to wynik tych przygotowań. Tych trzech miesięcy aka dwunastu tygodni.
Tego przygotowania fizycznego, psychicznego i odpowiedniego nastawienia się.
Bieg to wisienka na torcie, który planujemy, kupujemy składniki, modyfikujemy przepis, pieczemy, przekładamy i tak dalej.
A po wszystkim okazuje się jak smakuje.

Mnie bieg smakował wyśmienicie. Pewnie, gdyby okoliczności przyrody były inne, to bardziej bym odczuł.

Ale satysfakcja i duma jest. Chciałem pobiec szybko, i pobiegłem. Co ważne, nie wycierpiałem się i na mecie czułem się dość rześki.

Medale

Na tyle rześki, że znalazłem sobie dodatkową fuchę. Po odebraniu pakietu i po rozmowie z Marcinem z Night RunnersWrześni,
poszedłem do strefy medalowej, aby odsapnąć i wypatrywać Asi.
Patrzę, a tu spory tłum do medali i wolontariusze nie nadążają z wręczaniem medali. Co robi Piotr?

Łapię pęk medali i dalej, wręczać medale. Ale to było świetne uczucie!
Gratulowałem biegaczkom i biegaczom. Klepałem po plecach.
Czasem zapozowałem do selfie (mam nadzieję, że to nie był photobombing ;).

Po ponad 20 minutach skończyłem i poszliśmy z Asią na autobus.
Projekt zakończony, zadanie wykonane, misja zaliczona.
Kocham biegać.

A półmaraton w kategorii kobiet wygrała … Polka!

I to z pobliskiego Cieszyna debiutując na tym dystansie!
Zapraszam do Asi do lektury wywiadu:

Przydatne? Proszę podziel się:

Leave a Reply