A więc stało się! Przebiegłam i ja!

A więc stało się! Przebiegłam i ja!

Relacja Dominiki
To nie jest zwykły półmaraton. To jest jedna z lepszych przygód w życiu.

W pierwszym biegu ulicznym na 5 km wzięłam udział dopiero w marcu tego roku
i od tamtego czasu zaczęło się moje prawdziwe bieganie, które stało się ogromną pasją i ratunkiem na lepszy dzień.
Wiecie z pewnościa o co mi chodzi…

A półmaraton nad Gardą w listopadzie przebiegłam i ja!

Kiedy wpadł mi do głowy pomysł na półmaraton, wiedziałam, że nie może być to zwykłe miasto.
Debiut w półmaratonie wymaga wyjątkowych okoliczności przyrody i atmosfery.
Zatem kiedy zobaczyłam, że w listopadzie mogę biec nad Jeziorem Garda, to pakiet kupiłam w trzy minuty
i szykowałam się z ekscytacją do startu.

Zaczynałam treningi od 5 km, a potem zwiększałam dystanse do 10 – 18 km.
Potem postanowiłam sprawdzić siebie na dystansie półmaratonu.
Pobiłam swój rekord dystansu i zrobiłam prywatny, własny półmaraton.
Z wielką satysfakcją, co bardzo mnie ucieszyło i podbudowało przed startem w oficjalnych zawodach.

Jeśli chodzi o półmaraton nad Gardą, czyli ponad oczekiwania.

Zawsze biegam z uśmiechem na twarzy, ale…
ten bieg przerósł moje oczekiwania.

Organizacja biegu i widoki przez całe 21 km były niezwykłe.
Mam wrażenie, że nawet nie myślałam o swoim zmęczeniu, bo przy tych okolicznościach człowiek
myśli tylko o niebieskich migdałach i obserwuje otoczenie jedząc włoskie ciastka po drodze.
Tak, wcinałam, bo na stoiskach z wodą i cukrem były ciastka.

Całe expo przy wydarzeniu – pomysł boski! Kawka, wino, lokalne przysmaki… zostanie to na długo
w mojej pamięci. To nie jest zwykły półmaraton. To jest jedna z lepszych przygód w życiu.

Również chcę docenić grupę – założoną przez Asię i Piotra – to pełna profeska. Dzięki nim mogłam się poczuć
bardziej komfortowo, zarówno podczas planowania pobytu, jak i przemieszczania się na miejscu!
Polecam z całego serduszka 🙂 wrócę tam jeszcze nie raz, a Wam Asia i Piotr, dziękuję za taką wspaniałą inicjatywę!

Dominika o sobie
Mam 24 lata, a zaczęłam biegać mając 19. Pierwszy bieg odbył się z moim starszym bratem,
który już wtedy trenował intensywnie do swojego debiutu w półmaratonie.

Relacja Wioli, czyli trenera trzeba słuchać 😉

Pomysł, by pobiec w półmaratonie nad Gardą był dość spontanicznym.
Nie jestem wielbicielką biegów asfaltowych, ale trener twierdzi, że są one bardzo ważne w przygotowaniu do górskich biegów ultra.
A na tym mi bardzo zależy. A trenera trzeba się słuchać, bo zna się na rzeczy.
Zatem udało nam się szybko ogarnąć rejestrację, bilety, noclegi i ruszyliśmy w drogę.
Wyruszyliśmy, bo jak trener zaleca mi biegi asfaltowe, to niech biegnie ze mną, a co!

O komunikacji, o expo, o pakiecie słów kilka …

Komunikacja na temat biegu była na bardzo wysokim poziomie!
Zapisałam się do oficjalnej grupy dla polskich biegaczy i biegaczek, o której informował organizator.
Codziennie pojawiały się informacje na różne tematy, wskazówki dotyczące przejazdów, noclegów, restauracji itd.
To dzięki tej komunikacji dowiedzieliśmy się także o strajku komunikacji miejskiej 8 listopada.

Odbiór pakietów w Arco – duży teren Expo, dobrze oznaczone dojście do sali, gdzie można było odebrać numer startowy.
Byliśmy bardzo zaskoczeni pudełkiem: z czapką, rękawiczkami, buffem i rękawkami.
Dla biegacza i sportowca bardzo przydatne rzeczy 🙂

Łyżka dziegciu w beczce miodu

Z rzeczy do poprawy, ale do przeżycia 😉
1) oznaczenie/kierowanie zawodników do samochodów z depozytami.
Wielu zawodników biegało tu i tam w poszukiwaniach tego miejsca.
2) osoby z wolniejszych stref ustawiały się w tych szybszych. Tutaj nie mam pretensji do organizatorów,
bo widziałam jak Pan na bramce sprawdzał każdego zawodnika i kierował gdzie ma iść,
natomiast zawodnicy przeskakiwali po prostu przez barierki.
3) w mojej strefie było kilku pacemakerów, czasy mieli na koszulkach, ale bardzo nisko i biegnąc w tłumie
nie miałam szans zobaczyć na jaki czas biegną. Lepszym rozwiązaniem jest oznaczenie czasów na balonikach.

Piękniejszego miejsca na półmaraton asfaltowy chyba nie ma!

Piękniejszego miejsca na półmaraton asfaltowy chyba nie ma!
Trasa świetnie poprowadzona, dobrze oznaczona, fajnie że były kilometrówki.
Ale przede wszystkim trasa przepiękna, dookoła góry, przebiegamy pod skarpą z zamkiem, meta nad jeziorem!
Bajkowo! Pogoda również dopisała, bo ciepłe włoskie słońce ogrzewało nas przez te kilka dni.

Sam bieg bardzo dobrze zorganizowany.
Mimo, że na trasie było czasem całkiem ciasno, to i tak dało się biec cały czas.
Bardzo mi się spodobały “strefy kibica” w wielu miejscach na trasie i kilkaset metrów przed metą.
Dzięki temu była super atmosfera!

I prawie bym zapomniała. Poprawiłam życiówkę o 9 minut!

Wiola o sobie
Biegam od 2018 roku, natomiast poważnie zaczęłam trenować w 2021. Biegi górskie ultra są moją miłością,
choć ta miłość nie jest łatwa 😃 Od 2023 roku szkolę się również jako trener dla początkujących.

Włochy to idealne miejsce na koniec sezonu,
czyli słońce, pizza i makarony, espresso, kapuczina, melony 🙂

Gdy Piotr poprosił mnie o napisanie kilka słów na temat startu w Trentino Half Marathon pomyślałam,
że w zasadzie całość wyjazdu mogę sprowadzić do słów:
„Włochy to idealne miejsce na koniec sezonu. Słońce, pizza i makarony, espresso, kapuczina, melony”.

Mogłabym się na tym zatrzymać, ale co tam, rozgadam się.
Mieliśmy już ze Zbyszkiem ustalony cały rok biegowy, gdy na expo przed krakowskim maratonem spotkaliśmy Asię i Piotra.
Zachęcali biegaczy do jesiennego startu w Arco – choć Zbyszkowi cały czas wydawało się, że chodzi o Rzym.
Nie pytajcie mnie, dlaczego.

Pobiegniemy razem, trzymając się za ręce w stronę słonecznej łuny nad jeziorem…

I chyba jakoś tydzień później – myk, Zbysiu kupił nam pakiety.
„To będzie wspaniały bieg na zakończenie sezonu. Będziemy pić winko, jeść pizzę i pobiegniemy razem,
trzymając się za ręce w stronę słonecznej łuny nad jeziorem Garda”.
Nie mówcie, że nie kupilibyście tego tekstu. W każdym razie ja przyjęłam tę wizję z zachwytem. Był kwiecień.

A tu nagle myk, nadszedł listopad i chwilę później już lądowaliśmy na lotnisku w Weronie, wypożyczaliśmy auto i meldowaliśmy się w hotelu w Arco.
Pogoda piękna, widoki jeszcze piękniejsze, a jedzenie – o mamma mia!
Raj. Do tej pory jak przypomnę sobie tę magiczną zupę z mulami albo pizzę pełną borowików i trufli, dostaję gęsiej skórki.

No, ale miało być o biegu. Na expo ruszyliśmy niebawem po otwarciu więc było jeszcze pustawo,
ale przywitały nas pączki (serio, nie umiem bez tego jedzenia), winko i pakiety pełne skarbów.
Na dodatek, ośmieleni tym winkiem, zaczepiliśmy Asię i Piotra, których spotkaliśmy wśród straganów.
Sympatycznym rozmowom nie było końca, ale przecież miało być o bieganiu, prawda?

Powiem Wam, że nic nie pobiegałam przed startem, bo jednak ciągle albo jadłam albo spacerowałam po boskiej okolicy albo piłam kawę.
No nie wiem, spróbuję to podciągnąć pod ładowanie węgli. Ok, nie trzymając Was dłużej w zniecierpliwieniu, przyszła niedziela i był start.

Mój vieg, czyli słowo o gęsi, polskich kibickach i nie tylko, czyli gdzie ten Zbyszek?!

I pogoda była słoneczna, i ludzie byli uśmiechnięci i trasa była malownicza: mostki, góry, rzeka, jezioro.
I powiedzcie szczerze, czy kibicowała Wam kiedyś legitna gęś na trasie? Nie? To naprawdę musicie tu przyjechać.

Z obietnicy Zbyszka, że będziemy sobie biec razem, zostało tyle, co z mojego rogala na śniadanie.
Kiedy padło hasło: “start!” – zdążyłam mu tylko powiedzieć „ciao” i następnym razem zobaczyłam go na mecie i wcale nie dlatego, że byłam szybsza.

No trudno. Biegłam więc sama, ale nie samotna, bo wokół mnie pełno było innych biegaczy (czy mówiłam już, że była gęś?).
Dało się słyszeć rozmowy polskie, niemieckie, włoskie… wszyscy tak samo parliśmy naprzód podziwiając okolicę.
Jednym z moich ulubionych momentów (oprócz gęsi) było spotkanie polskich, kibicujących dziewczyn.
Jeśli to czytacie: jesteście super! Jeszcze raz wielkie dzięki za aplauz i dmuchnięcie w zmęczone skrzydła tuż przed metą.

Dzięki Wam wparowałam na metę z bananem na twarzy. Zabrakło mi 21 sekund, żeby dobiec poniżej 2 godzin, ale hej.
Jeśli jeszcze nie zorientowaliście się z mojej relacji, to ten start był o wszystkim tym, co dookoła biegania, a nie o samym wyniku.
O atmosferze, o relaksie, o zabawie, o przyjemności, o nowych znajomościach, o przygodzie
i o czymś o czym jeszcze nie wspomniałam – o pływaniu w podgrzewanym basenie po powrocie do hotelu.

Sama nie wiedziałam dopóki nie napisałam tych zdań, że tak bardzo chcę przeżyć to jeszcze raz.
Asia i Piotrek – dziękuję!

Zuza – biegam od 5 lat, mam za sobą trochę półmaratonów, 7 maratonów i kilka biegów górskich.
Mój najdłuższy dystans póki co to 70 km, ale na pewno się na nim nie zatrzymam, bo uwielbiam biegać daleko.
Mam 42 lata, dwoje dzieci i 2 koty. Zaczęłam biegać, bo chciałam dostać na mecie folię NRC i udawać, że jestem księżniczką.

Od Piotra: Dominika, Wiola, Zuza – bardzo dziękuję Wam za podzielenie się przeżyciami i wrażeniami.
Tytuł postu wymyśliła Dominika.

Przydatne? Proszę podziel się:
Napisz komentarz :)

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *