Choroba a zaplanowany start w zawodach.

Choroba a zaplanowany start w zawodach.

“Jak nie zostać w tyle w treningu do półmaratonu po chorobie? Byłem chory przez 6 dni.
Przegapiłem mój szczytowy tydzień treningowy i próbowałem pobiec ponownie,
ale czułem się okropnie. Boję się, bo chcę osiągnąć czas poniżej 2 godzin.”

Na qoura dostałem ciekawe pytanie, bo z życia wzięte.

Jak nie zostać w tyle w treningu do półmaratonu po chorobie? Byłem chory przez 6 dni.
Przegapiłem mój szczytowy tydzień treningowy i próbowałem pobiec ponownie,
ale czułem się okropnie. Boję się, bo chcę osiągnąć czas poniżej 2 godzin.

Oto moja, podrasowana delikatnie pod blog, odpowiedź.

Czołem biegaczu!

Shit happens! Nie można powiedzieć, że nic się nie stało.
Kto przygotowywał się wytrwale do zawodów, kto liczył na życiówkę, kto wyrzekał się wielu wygód
a w zamian cisnął na treningach:
zrozumie o czym mowa.

Dlatego jeśli tego potrzebujesz to pożal się, powkurzaj się, daj upust emocjom.
Oczywiście w rozsądny sposób.
Ale to normalne, że czujesz złość, żal i rozczarowanie.

A teraz odetchnij i pomyśl.
No, shit happens. Zdarza się. Choroby nie cofniesz, pogody nie zmienisz –
nie masz wpływu na pewne rzeczy i trzeba to zaakceptować. Inaczej oszaleć można.

Zatem zaakceptuj nowe wyzwanie i skup się na nim.

Jakie wyzwanie?

Kilkudniowa przerwa to nie wyrok.
Oczywiście to zależy od wielu czynników.

Jakich?
Po pierwsze co to za choroba była, aka jaka była przyczyna przerwy.
Kilkudniowa gorączka, bóle itp. to większe obciążenie niż kilka dni wyjazdowe w związku z np. pracą.

Po drugie, jaka jest nasza ogólna kondycja. Jeśli rzadko chorujemy,
bo jesteśmy wzorem hartowania się to łatwiej powinniśmy wrócić do formy.

I po trzecie, biegowa forma. Początkujący biegacz będzie inaczej wracał do biegania niż stary wyga,
znający swój organizm i zasady powrotu.

Teraz jednak, zamiast przejmować się zbyt mocno, trzeba się skupić na tym, co trzeba.

Czyli na dobrym powrocie do formy i następnie na dobrym starcie.

A skąd to wiem?

Kilka razy w swoim biegowym życiu miałem wymuszone przerwy od biegania.
W tym przed ważnymi startami, jak maraton i bycie zającem w maratonie.
I podołałem mimo tych przeciwności.

Pierwsza zasada to spokój. Nie histeryzuj, nie przejmuj się.
Popatrz, ile dni zostało do tego ważnego startu.
To warunkuje ilość i jakość treningów.

Tu nie będę teoretyzował, bo ebooka można by z tego zrobić.

Dam ci ogólne wskazówki, abyś zastosował je do swojego przypadku zgodnie ze swoim osądem.

Skup się, na tym co trzeba. Czyli na czym?
Zakładam, że nie chcesz pogorszyć swojego zdrowia. Ani formy biegowej.
I chcesz pobiec jak najlepiej upragnione zawody.

Jeśli tak, to czytaj dalej.

Aby, w obecnej sytuacji (kilka dni przerwy, albo i więcej), dobrze przebiec zawody, trzeba się dobrze przygotować.
Jasne jak słońce, nieprawdaż.

Teraz trzeba wrócić do biegania. Nie szarżuj. Nie wiesz jak bardzo jesteś zmęczony, poza formą, przechorowany.
Wróć spokojnie do biegania. Nawet marszobiegiem czy krótkim truchtem –
szczególnie, jeśli masz niskie doświadczenie biegowe, albo porządnie chorowałeś.
Pobiegaj tak, abyś czuł spory zapas sił na koniec. Masz się nie zajechać.
Celem jest zobaczenie jak się ci biegnie, jak stoisz z formą.

I zrób sobie takie 2-3, kilka treningów. Obserwuj swoje ciało, swoje zmęczenie.
Jeśli prowadzisz dziennik biegowy to będzie ci łatwiej.

W międzyczasie dbaj o siebie. Dobrze się wysypiaj, rozciągaj się, rolluj się, odżywiaj się.
Unikaj zbyt dużej dawki stresu i zmęczenia. Różnie z tym bywa, ale szczególnie dbaj o regenerację.

Rozplanuj sobie dalsze treningi. Stopniowo podwyższaj sobie poprzeczkę.

Pamiętaj o taperingu. Poczytaj więcej o nim. Może w obecnej sytuacji warto go skrócić.
To też zależy od tego czy biegasz z ustalonym planem treningowym.
Być może autor ma swoje wnioski, jak się zachować w takiej sytuacji.
Może zresztą od tego powinieneś zacząć.

Przed startem spójrz na swoją formę realistycznie. Porzuć marzenia. Załóż sobie 2-3 cele na bieg.
Nie warto robić jednego celu, bo w razie niepowodzenia, nie mamy kół zapasowych.
A często bywa tak, że mimo braku realizacji tego jednego celu, to mamy powody do zadowolenia z dobrego biegu.
Tylko nie doceniamy tego, bo zafiksowaliśmy się na tym jednym celu.

Jeśli chodzi o strategię biegu to niezmiennie polecam negative split.

Co jednak, gdy nie wyjdzie?

Shit happens.
Ale czy to koniec świata?

Na maratonie w Łodzi zrobiłem życiówkę. Pobiegłem ok. 3.20 i pobiłem swój rekord o ponad 5 minut.
Pomyślisz, że skakałem z radości, tak?
Wręcz przeciwnie. Daleki byłem od zadowolenia. Byłem rozczarowany i nie swój.
Patrząc na mnie, ostatnie co byś pomyślała – ten gość zrobił życiówkę!

Chciałem pobiec szybciej. Chciałem pobiec na znacznie lepszy czas.
Miałem za duże oczekiwania.
Nie wziąłem też pod uwagę pogody – dość wysoka temperatura, słońce i wiatr.
Ale generalnie nie byłem przygotowany na swój plan zrobienia porządnej życiówki.
To znaczy po czasie się zorientowałem, wtedy byłem zły i rozczarowany sobą.

Po biegu, z pomocą dobrego znajomego przeanalizowałem bieg.
I odbiłem sobie na kolejnym maratonie we Florencji,
robiąc czas o 8 minut lepszy niż w Łodzi.

Czyli ta Łódź to nie był koniec świata.

Pamiętaj, przerwa ma swoje prawa. Ale jeszcze dużo od ciebie zależy.

Przydatne? Proszę podziel się:
Napisz komentarz :)

Comments

No comments yet. Why don’t you start the discussion?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *